Ale taka informacja podana mediom ma prosty przekaz. O takich "tradycyjnych materiałach wybuchowych" wie każdy człowiek (no prawie).

Podanie informacji (wrzutka) o śladach takich materiałów działa na ludzi bardziej niż podanie nazwy jakiegoś nowoczesnego, złożonego materiału wybuchowego - o którym wiedzą tylko fachowcy.

Dobrze, że nie odkryto dynamitu :-( który jak wiadomo) w swoim składzie posiada nitroglicerynę.

Zatem jakość takiej informacji budzi moje poważne zastrzenia (oprócz innych okoliczności).

Dziwnym tylko się wydaje, że takie materiały odkryto w labolatoriach za granicą, o czym mówią Pan Macierewicz i jeden z członków rodziny osoby, która zginęła w katastrofie.

Jeśli mielibyśmy do czynienia z zaplanowanych zamachem (czego nie wykluczam) to musiał on być bardzo starannie przygotowany z udziałem wysokiej klasy specjalistów od materiałów wybuchowych.

Z jakich powodów, mając obecnie dostępnych całą masę dużo bardziej skutecznych materiałów, wybrano by akurat te?

Nie znam się na materiałach wybuchowych - ale może ślady ekspozji takich materiałów szybciej znikają?

Nie wiem.

Wszystkie te informacje wydają mi się bardzo podejrzane.

Najpierw była teoria o ładunku termobarycznym, potem o śladach jakiegoś "cementu".

Teraz o trotylu i nitroglicerynie.

Hipotetycznie istnieje bardziej finezyjna zagrywka.

Rosjanie szybko po katastrofie stwierdzili brak śladów materiałów wybuchowych.

Następnie mając tak wiele czasu wprowadzili do elementów foteli i konstrukcji pewne ilości pozostałości trotylu i nitrogliceryny. I czekali, wraku absolutnie nie oddawali i tak jest do dzisiaj.

W pewnym monencie (od początku wiedząc), że takich materiałów jak trotyl i nitrogliceryna nie użyto, i mając na to swoje dowody - wypuścili polskich naukowców (oraz tych zza granicy) w maliny.

Zgodzili się na przyjazd polskich biegłych po tak długim czasie i podali im "trutkę informacyjną" - łatwą przez nich do obalenia.

Czekali na właściwą porę i ta nadeszła.

Jeśli miała miejsce tak finezyjnie zaplanonowana akcja - to zapomnieli o jednym. O Jak-40.

Jak wiemy jest to samolot produkcji rosyjskiej. W momencie gdy jego załoga ruszyła na miejsce katastrofy - mieli dostęp do samolotu i mogli podmienić kasetę z zapisem korespondencji radiowej.

Przeoczyli, zapomnieli?

I stąd ta kaseta mogąca obalić cały przebieg śledztwa, wskazać na sfałszownie korespondencji z kokpitu TU-154 M - a będąca krótko po katastrofie w Polsce - była "cholernie niewygodnym dowodem".

I dlatego do dzisiaj nie są nam znane jej zapisy a jedynie zeznania Ś.P. chorążego Remigiusza Misia.

Mam nadzieję, że nie dowiemy się za kilka dni, że zapis jest nieczytelny lub taśma uległa zniszczeniu (niby jak?) - bądź zagineła - tak jak wiele innych dowodów.

Obym się mylił.